środa, 6 kwietnia 2011

Włochy 2011


Oto i moje (nasze) krótkie wspomnienie z 12-dniowego urlopu.
Poniżej, moje ukochane linie lotnicze (węgierskie).



Trzymali nas w napięciu, nie pokazując które wyjście.


Czas oczekiwania


W samolocie, od razu lepiej człowiek się czuje,
po tylu godzinach czekania


Morze albo ocean niebieski


Droga w Alpach



Po przylocie spokojnie odpoczywaliśmy u dziadków.
Uważnie obserwowaliśmy dni z życia kotów, po wiosennych biegach


i przed posiłkiem.



A tu dziadki wygrzewają swoje kości na słoneczku.


Intensywnie obserwowaliśmy życie dziwnych stworzeń


ChFilomena - chwile jest i za chwile jej nie ma



Herbatkami umilaliśmy sobie chwile. Babcia miała niezliczoną ich ilość,
przez co my mieliśmy duży wybór. Jak w hipermarkecie.


Zdjęcie pt.: "O, coś tam jest"



Mój dzień targowy


i Grześka


Pooomodoori


I inne salsiczie i mysze


Kuchnia, miejsce do życia


I inne lenistwa


I inne obżarstwa

Brak komentarzy: